Dzisiaj
jest okrągła 10- rocznica śmierci mojej babci. Mojej kochanej i jedynej
jaką znałam. 10 lat temu pierwszy dzień września dla mnie zaczął sie o
5.00 rano. Przyniósł złe wiadomości. Czułam sie jakby mi się świat
zawalił. Nie umiałam sobie poradzić z tym , że babcia odeszła. Zasnęła
cichutko i spokojnie, na szpitalnym łóżku, a mój mąż trzymał ją za rękę.
Miał wtedy dyżur. Pierwsze dni były ciężkie. Mówili mi bliscy , że
czas leczy rany. Nie chciałam wtedy tego słuchać. Dzisiaj przyznaję im
rację. Czas leczy rany, ale nadal mi brakuje mojej Babci. Babci , która
nauczyła mnie jak trzymać igłę w ręce i wyszywać, która nauczyła mnie
robić na drutach i na szydełku. Z szydełkiem już dawno się pożegnałam.
Na drutach powstało wiele swetrów, ale od kilku lat też już tego nie
robię. Teraz tylko wyszywam. Po Babci została mi jedna cenna pamiątka
(nie myślę tu o wymiarze materialnym); obraz który wyhaftowała jeszcze
przed drugą wojną światową. Dzisiaj 69 rocznica wybuchu wojny więc obraz
ten ma ponad 69 lat. Jest w oryginalnej ramie , mimo, że jest już mocno
podniszczona, ale dla mnie ma znaczenie sentymentalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz