środa, 29 czerwca 2011

Z opóźnieniem , ale przeczytałam.



Miałam przeczytać w długi majowy weekend książkę z wymianki-
"96 Końców Świata",
ale nie udało się.
A to dlatego, że udało mi się namówić tatę na przeczytanie książki.
Odkąd tata zachorował na Alzheimera to przestał czytać. Dlatego tak się cieszę, że zaciekawiła go książka i cierpliwie czekałam , aż przeczyta.
Jak wiadomo przy tej chorobie, czytał powoli, ale ze zrozumieniem.
A dla mnie to wielka radość.
 
 
"To jest książka o tych, którzy odeszli i o tych, co zostali. O ich bólu, lękach, cierpieniu, o tym, jak radzą sobie z pustką. Literacka stypa, podczas której zmarłych wspomina się dobrze, a mówią o nich ci, którzy ich kochali..."
 
 
W książce znalazłam wiele odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
Inaczej spojrzałam na tę katastrofę, nie oczami żądnych sensacji dziennikarzy, ale oczami najbliższych ofiar katastrofy.
 
Książkę czyta się ciężko, przepełniona bólem i łzami rodzin ofiar, żałobą,
a jednocześnie przybliża niektóre osoby, znane z telewizji ,
a także osoby do tej pory anonimowe, z książki dowiedziałam się jakimi byli ludźmi na co dzień, jak byli postrzegani przez normalnych ludzi z otoczenia.
 
Nie znoszę polityki i dlatego z ciekawością przeczytałam tę pozycję, bo jest to książka o tragedii, o ludziach, bez polityki, bez tych wszystkich spekulacji, którymi karmiły nas media.
 
Książki nie da się przeczytać od deski do deski jednym tchem.
Psychika nasza nie jest w stanie tego znieść. Czytając łzy same płyną po policzkach. Dla osób wrażliwych nie polecam rozdziału , w którym są opisy jak odbywały się identyfikacje, jak wyglądały rzeczy odnalezione w miejscu katastrofy.
 
Jednak mnie książka zainteresowała bardzo się cieszę , że ją dostałam i mogłam przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz