niedziela, 31 sierpnia 2008

Cud macierzyństwa.

Dla każdej kobiety okres ciąży to najpiękniejszy okres w życiu. Pod sercem rośnie nowe życie.  Jak już wspominałam moja jedyna siostra oczekuje trzeciego dzidziusia. Od razu wyjaśniam , że to nie przypadek , a zaplanowane i bardzo oczekiwane maleństwo. Siostra jest w 18 tygodniu ciąży. W czwartek 28 sierpnia była na specjalistycznych badaniach. Pokazała mi zdjęcia swojego maleństwa. Jestem nimi tak zauroczona , że muszę Wam to pokazać. Zdjęcia sa naturalnej wielkości, aby było dobrze widać: 


 Maleńkie stopki, mają długość 2,09 cm

Tak, tak to dziewczynka, wyraźnie widać pośladki i wargi sromowe.

Twarzyczka z profilu i zaznaczona kość nosowa , która ma 0,4 cm

 Twarzyczka z profilu, zaznaczone nosek, wargi i broda - symetryczne. 

 Główka od strony ciemiączka, zaznaczone oczodoły, też symetryczne. 
   

Z badania wiadomo, że maleńka rozwija się prawidłowo, maleńkie serduszko bije prawidłowo 143 uderzenia na minutę. Ma wszystkie potrzebne narządy i na dzień dzisiejszy nie widać żadnych wad.
A oto wymiary małej:
Obwód główki:13,35 cm
Obwód brzucha; 11,89 cm
Kość udowa 2,17 cm
Kośc ramienna 2,25 cm
Waga :ok.179 g
 
Czyż to nie jest cud natury. Maleńki człowieczek. 
 
Przeraża mnie , jak niektóre kobiety mogą właśnie w 4 miesiącu ciąży zabijać swoje nienarodzone dzieci. Z mojego doświadczenia zawodowego Wam powiem ,że pracując kiedyś na noworodkach miałam takiego maluszka. To było poronienie w 4 miesiącu. Płód był jednak bardzo silny i jeszcze przez kilka godzin walczył o życie. Podziwiałam to maleństwo , które mieściło się na mojej dłoni i miało wykształcone paluszki u rąk i nóg, paznokietki, powieki, to był chłopczyk. Miniaturka noworodka.  Do końca życia nie zapomnę tego maluszka.

sobota, 30 sierpnia 2008

A jednak słoneczniki i trochę historii.



Moja chęć zaczęcia serwetki była tak silna, że zabrałam się za jej wyszywanie. Jak wiadomo serwetka ma cztery rogi , więc cztery razy muszę robić ten sam wzór. Kiedy znudzi mi się , wtedy wrócę do mojej jesiennej latarni.Niewiele zrobiłam , ale już bardzo mi się podoba i chcę się pochwalić:
 
 
Mój Nero nie lubi jak wyszywam , a nie  zajmuję się nim, bo jak każdy collie to ogromny pieszczoch. Jak tylko potrafi to przeszkadza mi:


 Zamiłowanie do słoneczników to u mnie , nie nowość.
 Podobają mi się od dawna. Przypomniałam sobie, że kiedyś już je haftowałam i wygrzebałam z szafki te moje słoneczniki.  Jest to mój drugi wyhaftowany obrazek. Robiłam go dokładnie 11 lat temu. Pracę nad nim na kilka dni przerwał mi poród drugiego syna Michała, a było to 29.08.1997 r.  Jednak zaraz po powrocie do domu znalazłam czas na dokończenie go. A było to sztuką , bo miałam już dwóch synów. 
Starszy Łukasz miał wtedy 17 miesięcy.


Tak to ten historyczny obrazek. Cały zestaw zamówiłam z jakiegoś katalogu wysyłkowego. Wyszyty jest wełną na kanwie. Właśnie zaniosłam go do oprawy. Po 11 latach nabrał mocy urzędowej. Zawiśnie prawdopodobnie w kuchni, która jest zrobiona  na bardzo słoneczną z żółtymi meblami. Mam kilkanaście  prac na swoim koncie, większość poszła do ludzi, a te co zostały leżą w szafie. Czas zacząć je oprawiać. Tylko dwa obrazki znalazły miejsce u mnie na ścianach: ten pierwszy Misiu oraz Mikołaj- tego przedstawię innym razem. 

piątek, 29 sierpnia 2008

Moja cytrynka zakwitła :))



Pod koniec czerwca chwaliłam się moją uratowaną cytrynką. Wtedy zadawałam sobie pytanie czy jeszcze zakwitnie i..... zobaczcie:





 Tak wygląda obecnie moja cytrynka i ma cztery kiście kwiatów. 


 A to już historyczne zdjęcie z września 2005. Wtedy były dwie cytrynki i tak owocowały.  Ciekawe czy jeszcze doczekam się takiej cytryny. A smak ma o niebo lepszy jak te ze sklepu.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Mulinkowe porządki.



Dzisiaj zabrałam się za porządki w moich mulinach. Jest ich tyle, że trudno mi już było coś znaleźć. Do tej pory trzymałam je w pudełku ułożone pasemkami posegregowane grupami kolorów. Oglądając blogi haftujących koleżanek, dostrzegłam jak bardzo u mnie konieczne jest uporządkowanie ich. Niestety do nawijania na kartoniki nie przekonałam się . Rozważałam zakup segregatora i szpatułek do przechowywania pasemek, ale mam ich tak dużo, że zakup byłby bardzo kosztowny. Kupiłam więc woreczki strunowe, oraz  taśmę do metkownic sklepowych, aby opisać moje nici.  Od rana zabrałam się za uporządkowanie nici. 


 Zaczęłam od muliny Anchor, bo wydawało mi się , że jest tego niewiele. Po uporządkowaniu zliczyłam 84 kolory. W niektórych kolorach są po 2 i więcej pasemek. 



 DMC jest , aż 145 kolorów i też niektórych kolorów po kilka pasemek. To są tylko muliny, których aktualnie nie używam. A mam zaczętych kilka prac i tam też ładny zbiorek kolorów.  Moje nici poukładałam wg. nr, nie wg. kolorów. Po nr łatwiej będzie odszukać te potrzebne. Do woreczków wkładałam fabrycznie zwinięte pasemka , z fabrycznym nr. W czasie wyszywania muliny mam poukładane w pudełku, a rozdzielone pasemka na kartoniku ze znaczkiem wg. schematu wzoru i nr nici.

Muliny Anchor i DMC są ułożone w dwóch różnych pudełkach. 


poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Walka - samej, z sobą...



Dzisiaj skapitulowałam i zabrałam się porządnie za leczenie.
Jak długo można doraźnie łykać leki p/bólowe? Jestem na zwolnieniu i mam tonę leków. A diagnoza: wrzody - stan ostry. 
 W ostatnim tygodniu udało mi się jednak troszkę posunąć moją latarnię do przodu. Dzisiaj wygląda tak: 
 
 
 Dzisiaj od rana toczę walkę sama ze sobą. Z jednej strony chcę dotrzymac postanowienia i skończyć latarnię. Z drugiej patrząc na moje słoneczniki w wazonie chcę się już, natychmiast zabrać  za serwetkę. Słabość wygrała, bo kupiłam potrzebne muliny do serwetki. Na razie tylko kupiłam i dalej walczą rozsadek z chęciami... 
 
 
 Kolorystyka bardzo mi się podoba i jestem szczęśliwa, bo kupiłam wszystkie potrzebne mi kolory. A jeszcze bardziej szczęśliwa , bo u nas już jest mulina Anchor i tą właśnie kupiłam, 
nie musiałam przeliczać na  DMC.  
 
W dniu dzisiejszym obserwując przyrodę dotarło do mnie jak blisko jest jesień. Zrobiłam sobie kilka fotek, kolorystycznie jesień jest piękna. Jednak jej uroda nie zastąpi ciepłych i długich letnich dni:(( 
 

 Kasztany


Śliwka mirabelka
 


Jarzębina


Modrzew
 

Rajska jabłoń



???

niedziela, 24 sierpnia 2008

Urok słoneczników.


Od pewnego czasu bardzo lubię te kwiaty.Kiedy nadchodzą zimne, pochmurne dni takie jak dziś,  przypominają mi słoneczne lato. Poprawiają nastrój.
 
 Ze trzy lata temu kupiłam gazetkę Rico i tam był m.innymi wzór słoneczników, który od razu pojawił się na liście moich planów hafciarskich.
 

  W Hobby Studio w Elblągu niedawno była promocja na obrusy 90 x 90 cm z adamaszku z aidową wstawką. Kupiłam trzy takie obrusiki w tym jeden w kolorze kremowym do tego wzoru.  Na stole zawsze musi być bukiet kwiatów. Latem żywych a w sezonie jesienno - zimowym sztuczne, ale muszą do złudzenia przypominać żywe.  Niestety jestem perfekcjonistką i kwiaty na stole muszą komponować się z serwetką.
Dziś wpadł mi w oko do złudzenia przypominający żywy bukiet sztucznych słoneczników.  
 
 
Czyż nie będą idealne do mojej wymarzonej serwetki??? 
 

 
 
Tak będzie się prezentować serwetka na stole. Jest identyczna jak ta w Rico.
Dobrze, że dziś niedziela , bo pognałabym do pasmanterii po potrzebne mi mulinki. Już zaraz, natychmiast chcę ją zacząć!!
A moje postanowienia???Co mam robić???
W szafce czekają na skończenie dwie serwetki jedna z powojami, druga na Boże Narodzenie. Miałam skończyć zaczęte prace , a mi się już chce zacząć nową.
Wy też tak macie , czy ze mną coś nie tak, bo zaczynam kilka rzeczy na raz. Moja mama nazywa to słomianym zapałem.

  Nie lubię , aby w wazonie widać było plastykowe łodygi, dlatego do  szklanego wazonu łodygi  owinęłam żółtą rafią, a na wierzch  jasnozieloną organdyną.
Dzięki temu bukiet jest bardzo dekoracyjny.
 

sobota, 23 sierpnia 2008

Zauroczenie i bezradność.



 Dzisiaj mam tzw. lewy dzień. Nic mi się nie chce i na nic nie mam sił. Nadal źle się czuję. Pół dnia spędziłam w łóżku oglądając filmy na DVD. A w przerwie grzebałam po internecie oglądając różne stronki z haftami. Trafiłam tam na wzór , który już kiedyś mnie zauroczył, niestety nie zapisałam sobie wtedy stronki , na której go widziałam.
Dziś go odnalazłam:


  Zdjęcie to pochodzi ze zbiorów "maata" na fotosiku, dokładnie z tej stronki:
www.maata.fotosik.pl
z albumu pt: " Arabka"
mam nadzieję , że właścicielka wybaczy mi , że zapożyczyłam od niej to zdjęcie. 
 
 Jest tam i wzór, niestety nie ma opisu koloru nici i drugie pół dnia usiłowałam  dobrać kolory przy pomocy mojej palety kolorów DMC. Niestety nic mi z tego nie wyszło i jestem rozczarowana. Może kiedyś uda mi się zdobyć ten zestaw do haftu lub legendę kolorów z nr nici.
 
 Wszystkim dziękuję, za odwiedziny i pozostawione tu miłe słowa. Tym , które troszczą się o stan mojego zdrowia dodam, że prawdopodobnie nabawiłam się wrzodów i jest to teraz stan ostry, dlatego dolegliwości tak długo trwają. Dziękuję Wam za troskę i proszę o cierpliwość , obiecuję, że do haftu wrócę.
 
 

piątek, 22 sierpnia 2008

Trochę historii, metryczka i humor 5-cio latki.



Wczoraj w czasie przygotowań do roku szkolnego odnalazłam pierwszy szkolny worek na pantofle mojego Łukasza.
Z sentymentem wspominałam czas kiedy mój starszy syn szedł do pierwszej klasy.
W sierpniu wyhaftowałam mu obrazek na worek wraz z imieniem i nazwiskiem.
 

 
 Za kilka dni Łukasz zacznie szóstą klasę.
Wczoraj też odebrałam z oprawy metryczkę i chcę pochwalić się efektem końcowym mojej pracy.
 
  Niestety zdjęcia były robione późno i przy świetle elektrycznym :((
 
 A tak na wesoło - Ola ostatnio mi powiedziała ,że chce abym już umarła. Nigdy nie zgadniecie dlaczego???
Ponieważ jakiś czas temu obiecałam jej ,że wszystkie moje akcesoria do haftu odziedziczy po mnie , bo ja nie mam córci. Ola tak bardzo chce już mieć to wszystko , że chce mojej śmierci:))
Zaproponowała mi nawet , abym jadła psią suchą karmę to szybciej umrę :))
Ja w jej wieku byłam lepsza. Po lekcji religii na temat śmierci poprosiłam mamę, aby umarła , bo ja chcę zobaczyć jak to wygląda.
Hahahaha...

środa, 20 sierpnia 2008

Wspólne spotkanie w Zakopanem cz.2



Nasze spotkanie nie skończyło się na zwiedzaniu samego Zakopanego. Wybraliśmy się także na Gubałówkę, aby stamtąd podziwiać panoramę Tatr.  Bożenka jest świeżo po kontuzji nogi, ja osłabiona chorobą, więc zamiast spaceru pod górę, pojechaliśmy na Gubałówkę szlakiem papieskim.

 Dla dzieci atrakcją były pasące się zwierzęta :
owce i kozy oraz czarny baran



 A to już mała bacówka w budowie z widokiem na góry:



 Zmęczony Michał uzupełnia niedobór kalorii popijając coca -colę niczym reklama tego napoju: 

  Dzieci miały frajdę jadąc torem bobslejowym:

 Obserwowaliśmy jak kolejka wjeżdża:
 
 i... w dół zjechaliśmy tą kolejką, podziwiając widok przed nami: 

A na koniec naszej wycieczki podziwialiśmy wybór oscypków , tych które są już opatentowane po burzliwej walce.  

 Miła wycieczka, a na ucho Wam powiem,że mieszkam tak blisko, a na Gubałówce nie byłam już ponad 20 lat. A moje dzieci nie były wcale. Wstyd!!!  Dlatego postanowiłam, że niebawem jeszcze raz się tam wybierzemy.
Tak mnie zauroczyły te widoki, że nie mogłam sobie odmówić przyjemności wstawienia tylu fotek, a to i tak niewielka ich część. Mam nadzieję, że jedni chętnie przypomną sobie te miejsca , a innych zachęcę do przyjazdu tutaj:))