sobota, 30 sierpnia 2008

A jednak słoneczniki i trochę historii.



Moja chęć zaczęcia serwetki była tak silna, że zabrałam się za jej wyszywanie. Jak wiadomo serwetka ma cztery rogi , więc cztery razy muszę robić ten sam wzór. Kiedy znudzi mi się , wtedy wrócę do mojej jesiennej latarni.Niewiele zrobiłam , ale już bardzo mi się podoba i chcę się pochwalić:
 
 
Mój Nero nie lubi jak wyszywam , a nie  zajmuję się nim, bo jak każdy collie to ogromny pieszczoch. Jak tylko potrafi to przeszkadza mi:


 Zamiłowanie do słoneczników to u mnie , nie nowość.
 Podobają mi się od dawna. Przypomniałam sobie, że kiedyś już je haftowałam i wygrzebałam z szafki te moje słoneczniki.  Jest to mój drugi wyhaftowany obrazek. Robiłam go dokładnie 11 lat temu. Pracę nad nim na kilka dni przerwał mi poród drugiego syna Michała, a było to 29.08.1997 r.  Jednak zaraz po powrocie do domu znalazłam czas na dokończenie go. A było to sztuką , bo miałam już dwóch synów. 
Starszy Łukasz miał wtedy 17 miesięcy.


Tak to ten historyczny obrazek. Cały zestaw zamówiłam z jakiegoś katalogu wysyłkowego. Wyszyty jest wełną na kanwie. Właśnie zaniosłam go do oprawy. Po 11 latach nabrał mocy urzędowej. Zawiśnie prawdopodobnie w kuchni, która jest zrobiona  na bardzo słoneczną z żółtymi meblami. Mam kilkanaście  prac na swoim koncie, większość poszła do ludzi, a te co zostały leżą w szafie. Czas zacząć je oprawiać. Tylko dwa obrazki znalazły miejsce u mnie na ścianach: ten pierwszy Misiu oraz Mikołaj- tego przedstawię innym razem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz